Po przylocie do TBL (0400 rano) i lustracji przez nad wyraz poważne twarze gruzińskiej służby celnej, wsiedliśmy do autobusu. Wesoły autobus pełen był backpackersow ze wszystkich stron świata... tzn. byli Polacy, Czesi i Niemcy. Za to Gruzini należeli do mniejszości i zostali zagłuszeni przez obce nacje. Pierwsze kroki w Tbilisi zrobiliśmy w kierunku informacji turystycznej na Freedom square, która jak zapewniał pan w IT na lotnisku, na 100% jest dzisiaj otwarta. Otóż drodzy turyści: na Freedom square NIE MA informacji turystycznej. Kiedyś była a teza nie ma. To pewne! Pol dnia zatem spędziliśmy na poszukiwaniu mapy miasta i oczekiwaniu na kontakt od CSa*. CS dal ciała i po PIĘCIU godzinach odpisał, ze nie może nas przenocować. Za to mapę udało się w końcu kupić. Po pierwszej, niezbyt milej połowię dnia biegania z wielkimi plecakami po mieście, przyszedł czas na druga, znacznie przyjemniejsza. Zakwaterowaliśmy się w przyjaznym i niemalże familijnym miejscu, zwiedziliśmy część miasta bez plecaków i poznaliśmy parę studentów z Niemiec i Włoch. Teraz pijemy gruzińskie wino, jemy gruziński chleb, ser i rybki!
PS Pani sprzedająca ser, na pytanie czy ser jest od MUUUUUUUUUU!!! potwierdziła.
* CS- CouchSufring
nie każdy CS ma taki garaż by pomieścić taki duży samochód jak ten http://www.worldspeedcrewcup.com/wp-content/uploads/2011/08/2012-Ford-Explorer-EcoBoost.jpg także nie miejcie mu za złe ///Potwór.
OdpowiedzUsuń