środa, 3 sierpnia 2016

Raj na ziemi

Zaczęło się dość wyczerpująco, bo od godzinnego spaceru z wielkimi, kilkunastokilowymi plecakami, a Parque Tayrona do najchłodniejszych miejsc na ziemi bynajmniej nie należy. Pot lał się strumieniami, chusteczki można było wykręcać, a koszulki mieliśmy zupełnie przemoczone. To nie deszcz, to produkcja własna! Ale szczęśliwie udało się dotrzeć do wymarzonego campingu i rozbić między palmami kokosowymi. Później nawet zastanawialiśmy się, czy jednak nie jesteśmy zbyt blisko tych palm, bo kokosy spadały w naszych okolicach z dość dużym hukiem. Ale dzięki temu spełniają się marzenia- świeży kokos prosto z drzewa! Mąż każdego ranka serwował mi do śniadania idealnie chłodną wodę kokosową! I nawet nie potrzeba bylo do tego maczety, wystarczył scyzoryk i trochę siły. Często także na plażach można było znaleźć kokosy, a połączenie słońce- morze- plaża- kokos jest wręcz idealne!


Plaże niedaleko naszego campingu okazały się przepiękne. Najbliżej położona nas Aranilla urzekła mnie jasnym piaskiem, błękitna wodą i położeniem w małej zatoczce. Kolejna, La Piscina, spodobała się Mężowi- jest wąska, ale dość długa, a nad nią zwieszają się liczne palmy. Plaża Cabo San Juan, może i cudna, ale przeraziła nas ilością wygrzewających się brzuchów. Chociaż jakby porównać to do polskiego morza, to wyszłoby, że przesadzamy. W naszej okolicy były to jedyne plaże, na ktorych można było się kąpać, na innych plażach było to zabronione ze względu na duże fale i prądy. A więc oznacza to, że resztę plaż mieliśmy właściwie tylko dla siebie! Niewielu prócz nas się nimi zainteresowało. Ich strata, bo naprawdę zapierały dech w piersiach i nie ustępowały w niczym tym popularnym, były nawet piękniejsze. Długie, puste, z palmami dającymi cień, piaskiem ze złotymi, skrzącymi się drobinkami pod stopami. Gdy zanurzaliśmy się w  wodzie, te złote iskierki wirowały wokół nas, sprawiając niesamowite wrażenie. Podczas długich spacerów po plaży, uciekały przed nami małe, mleczno- kawowe kraby i chowały się do swoich mikro-jam. Nad naszymi głowami szybowały statecznie klucze pelikanów, właściwie w ogóle nie poruszając skrzydłami.

Raj na ziemi.



PS Mąż każe napisać, że widzieliśmy 25-centymetrowego kraba. Widzieliśmy. Duży był. O taaaki.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz