niedziela, 26 czerwca 2016

Pucallpa

Pierwszym,  czym zaskakuje Pucallpa jest wszechobecny ryk mototaxi. Motorki 125cc, przystosowane do przewozenia pasażerów, wydają halas, o który wczesniej bym ich nie posadzal! A są wszędzie i formując roje atakują potencjalnych klientów. Takim też małym diabłem jedziemy do centrum.
Trudno byłoby nazwac Pucallpe miastem ładnym, ale zrobiła na nas duże wrazenie. Wczesniej słyszeliśmy, ze jest to miejsce turystyczne, ale chyba tylko dla Peruwianczykow... Czujemy sie jedynymi białasami w promieniu kilometrów. Ludzie się na nas oglądają i nawet robią nam zdjęcia...
Najbardziej niesamowitą częścią Pucallpy jest port nad Ukayalą (dopływ Amazonki). Wyglada na to, że to tutaj toczy sie życie. Po rzece, ktora juz tutaj jest rozległa, pływają większe i mniejsze jednostki, przy czym z reguły im mniejsze, tym glosniejsze (i znow, tak jak mototaksi, są tak głośnle, że w życiu bym nie pomyślał, że coś tak małego i tak wolnego może emitowac tyle hałasu!) Przy blotnistym brzegu stoją wszelkiej masci łodzie, łódki i łódeczki a niewiele dalej większe statki na kilkaset osób. Kawaleczek dalej od rzeki, na błocie, które zdążyło zaschnąć w twardą bryłę, toczy sie handel. Każdy sprzedaje co może. Od ubrań i drobiazgów po wygrzewajace sie na słońcu kury (a wlasciwie to co z nich zostalo po zabiciu i oskubaniu), ryby każdego rozmiaru, owoce i warzywa. Nie brakuje tez kramów przygotowujacych jedzenie na miejscu. Jeszcze dalej od rzeki, juz na ulicach, dzieje się dokladnie to samo, tylko w trochę bardziej poukladanej formie.
Po kilku godzinach decydujemy sie jechać do pobliskiej Yarincocha. Jest to miasteczko polozone przy starorzeczu Ukayali. Cichsze (ale nie wyobrazajcie sobie za wiele) i trochę bardziej zapadłe. Rzeczywiscie mozna tu zlapac troche oddechu, potrzebnego po halasliwych Medellin, Bogocie i Limie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz