sobota, 23 lipca 2016

Kolumbia de novo

Po kilku dniach na Północy Peru, przekroczeniu granicy na "zabitym dechami" przejściu w okolicach Zumby i przejechachaniu Ekwadoru znów dotarliśmy do Kolumbii. Im bardziej na Północ się posuwamy, tym mniej jest osób o skośnych oczach i śniadej (żółtej) skórze, a więcej czarnych i białych.

Nasz pierwszy nocleg w Kolumbii to Pasto. Długo tu nie zabawiamy, bo przyjeżdżamy po zmroku a wyjeżdżamy o swicie. Za to nocleg nam się udał. Za 20 000 COP bardzo ładny pokój z internetem i łazienką (oczywiście był też telewizor, jak dotąd mieszkalismy w pokojach bez okien, bez farby na ścianach i z myszami, ale nigdy bez TV). Skoroświt idziemy na postój camionetas, czyli terenówek by dotrzeć do Mocoa. Dawniej najniebezpieczniejsza droga na kontynencie, Trampolín de la Muerte, dziś wciąż wbudza respekt. Nieutwardzana nawierzchnia, przepaść po jednej i ściana dżungli po drugiej stronie. W końcu dojeżdżamy do celu i po kilku przesiadkach kończymy dzień  w San Aagustin.

Kolejnego dnia idziemy do bardzo ciekawego Muzeum Archeologicznego, z ogromną ilością przedwiecznych posągów, wykutych przez dawnych mieszkańców tych terenów. W okolicy znów nie zostajemy długo, by wiecej czasu spędzić w kolejnym ciekawym miejscu, jakim jest oddalone o pół dnia drogi Tierradentro. Żeby się tam dostać, po kilku przesiadkach lądujemy w La Plata. Dojeżdżamy w nocy (18:30 to tutaj już noc) brak dalszych połączeń zmusza nas do zostania tu do kolejnego dnia. Trochę jest to takie miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc. Jak idziemy ulicą, czujemy na sobie wzrok wszystkich, ktorzy są dookoła. Jakbyśmy świecili w ciemnościach. Zatrzymujemy się w hostelu tworzącym jeden biznes wraz z warsztatem samochodowym, wychodzimy coś zjeść i czym prędzej wracamy. Wyjeżdżamy znow skoroświt. Bez żalu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz