W Mieście Miast spędziliśmy sześć dni. Opuszczaliśmy je z
lekkim żalem i poczuciem niedosytu. Po pożegnaniu z gospodarzami wsiedliśmy w
prom i po raz ostatni pożegnaliśmy Azję. Plecaki zostawiliśmy w boksach na
dworcu i przeszliśmy się jeszcze po Taksim i okolicach. Jak pisze Cegielski w „Oku
Świata” Stambuł to soczewka skupiająca w jednym miejscu problemy współczesnej
Turcji. Wystarczyłoby spędzić tu więcej czasu żeby dogłębnie poznać tutejsze
społeczeństwo. Nie da się tego niestety zrobić w jeden tydzień.
Po południu wsiedliśmy w pociąg do Kapikule na granicy z
Bułgarią. Na tym samym peronie i tymi samymi torami jechał niegdyś Orient
Ekspres!
W Kapikule, gdzie dojechaliśmy po zmierzchu i nerwowo
rozglądaliśmy się za miejscem na namiot, Turcja mile nas pożegnała. Pracownik
stacji, zapytał się czy czegoś nie potrzebujemy i wskazał nam miejsce gdzie
możemy rozbić namiot na terenie dworca. Robił to tak, jakby całkowicie
oczywistym było, że można rozbić się na trawniku przed głównym wejściem na
stację. Przecież poza stacją będzie mniej bezpiecznie! W oddali widać już było
granicę z Unią Europejską. I granicę najciekawszej części naszej Podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz