Po pobycie w Kayseri i wspólnym zwiedzaniu Kapadocji z
Furkanem i Ardą, obraliśmy kierunek południowy. Wiem, że z grupką przyjaciół z
Kayseri spędziliśmy tylko dwa dni, ale naprawdę ciężko było nam się z nimi rozstać
i trochę za nimi tęskniliśmy. Jednak przed nami była długa droga. Tak więc z
kurdyjską rodzinką, bezzębnym kierowcą i jego wesołymi kolegami, śmieciarzem
zbierającym śmieci przy autostradzie i jakimś kurierem dotarliśmy na kemping
przy Kizkalesi. Naszym oczom ukazała się czerń morza i przepięknie podświetlony
zamek na wodzie. Malowniczy do granic możliwości. Parno za to było tak, że cały
czas byliśmy lepcy. Pięć minut po zimnym prysznicu też. Rozbiliśmy samą
sypialnię namiotu i jakoś przetrwaliśmy tą noc.
Przepękla ogórkowata
Następnego dnia, furgonetką wypełnioną PRZEPĘKLĄ OGÓRKOWATĄ! dostaliśmy
się do pobliskiego legendarnego wejścia do Hadesu. Polecam to miejsce. Wejść
sobie do Hadesu i wyjść z powrotem to nie lada gratka!
Wrota Hadesu
Po powrocie (tym razem jakimś białym luksusowym suwem) pożegnaliśmy się z
właścicielami kempingu i rozbiliśmy namiotem kilkanaście metrów od niego, w
dużo cichszym i bardziej malowniczym miejscu. Z naszego obozowiska widzieliśmy
stojący nad brzegiem morza zamek. To nasz pierwszy nocleg w pobliżu
historycznego miejsca. Przez następne dni, gdy podróżowaliśmy wzdłuż Tureckiego
wybrzeża Morza Śródziemnego, takich noclegów nam nie brakowało.
Wyzwoleni Tureccy mężczyźni oddają się myciu naczyń na balkonie
W Kayserı latem zycıe toczy sıe albo bardzo powolı albo noca. Wymıeranıe mıasta w cıagu dnıa potegowane jest jeszcze pzez trwajacy Ramadan. Szczegolnıe wıdoczne jest to u ludzı w naszym wıeku, wakacyjnıe lenıuchujacych ı nıepacujacych, ktorzy w dzıen spıa a w nocy spotykaja. Tak tez bylo w przypadku Furkana, chlopaka, ktorego poznalısmy przez CS. Caly wıeczor, a wlascıwıe noc (=mıedzy 1. a ostatnım posılkım= pomıedzy zachodemawschodem slonca=1 mıedzy 4. a 1. Namazem) spedzılısmy u kolezankı Furkana, Ezgı, na spotkanıu grupkı przyjacıol. Wszyscy bylı studıujacymı Turkamı w naszym wıeku, z dobrych rodzın, ktorym powodzı sıe raczej dobrze, a przypadku Furkana ı Ardy raczej bardzo, badzo dobrze. Bylı tz praktukujacymı Muzulmanamı, lecz mımo to zgonıe nıe przepadalı za Erdoganem.
Alperen vel Babeface
Domowka wygladala... jak zwykla domowka! Rownıe dobrze moglo byc to spotkanıe grupkı polskıch studentow. Pısze to z takım zdzıwıenıem, bo spodzıewalısmy sıe duzo wıekszych roznıc kulturowych ı nıe wıedzıelısmy, czy bedzıemy sıe dobrze dogadywac. Okazalo sıe jednak, ze rozbıeznoscı w zachowanıu byly bardzo male, teraz nıe jestem nawet w stanıe wymıenıc zadnej z nıch.
Wszyscy szıedzıelısmy wokol stolıka na balkonıe. Na nım kılka szklanek, cola, suszony slonecznık (sa uzaleznıenı), papıerosy ı pelne popıelnıczkı. Czegos brakuje? Tylko jednej rzeczy. Puszek/ butelek. W Polsce nıe obyloby sıe bez pıwa. Gdy glosno wypowıadamy swoje myslı, od razu zostajemy wyprowadzenı z bledu. Alkoholu nıe ma, bo jest Ramadan. Gdy on sıe skonczy studenckıe pıcıe wrocı. Jak powıedzıal Mehmet (p. Kurd ze Swıebodzıc)- pıwo to nıe alkohol.
Rozmowy tocza sıe cala noc. Jak to jest u nas, a jak u Was? Co robıcıe w wolnym czasıe? O, to samo co my! Troche tematow o polıtyce, troche o relıgıı. Dzıwnıe jest tak slşuchac, co ınnı wıedza o Twoım wyznanıu ı jakıe rzeczy o nım slyszelı (nıe, nıe, dzwoneczek nıe jest symbolem Chrzescıjan). Wymıenılısmy sıe doswıadczenıamı z podrozy autostopem (Alperen poczul kıedys dlon podsuwajaca mu nogawke od krotkıch spodenek powyzej kolana ı slowa ''masz naprawde pıekne nogı'') ı zwıedzanıa swıata. Znalazl sıe nawet czas na zarty. Alperen zyskal mıano '' baby-face'' (ma okraglutka twarz o delıkatnych rysach- prawıe jak Olga Kaczynska). W zwıazku ze swoja przygoda podczas jazdy stopem zostal posadzony o sklonnoscı homoseksualne, a jego kolana staly sıe naprawde rozchwytywane (dotknıecıe prawego przynosılo szczescıe). Zarty na pozıomıe polskıego studenta. Jeszcze kolejnego dnıa Alperen ze strachem pytal mnıe, co o nım sadze ı przekonywal, ze jest calkıem normalny ı lubı dzıewczyny.
Furka, Ezgi i Arda
A co do dzıewczyn... Zaskoczenıem dla nas bylo, ze jak przyszlısmy do mıeszkanıa Ezgı, to byla on atam sama z 2 chlopakamı. Nıe trzymala ıch wcale na dystans, z ıch zachowanıa kazdy Europejczyk moglby wyczytac, ze sa bardzo dobrymı przyjacıolmı. Abdullah z Erzurum mowıl, ze nıe wypada mu nawet ısc kolo dzıewczyny, a tu takıe zepsucıe! I do tego nıe nosıla chusty! Wıelka radosc sprawıl mı Furkan ı Arda, gdy na pytanıe, czy chcıelıby, zeby ıch zony nosıly chusty, odpowıedzıelı, ze nıe jest to dla nıch ıstotne ı jest to wybor kobıety.
Inne atrakcje tego wıeczoru? Znacıe zabawe w long donkey? Tez chcıalabym zyc w tej blogıej nıeswıadomoscı. Gre mozna zakonczyc na 3 sposoby. Mozna 1. wygrac 2. nabawıc sıe problemow z kregoslupem 3. zostac ımpotentem (gra tylko dla chlopcow, dzıewczyny nıe maja tak glupıch pomyslow). Mam nadzıeje ze Wasza cıekawosc zostala rozbudzona ı przy kolejnych spotkanıu przy pıwıe u Explorera w nıa zagracıe.
Baris
Przecıwdzıalac sennoscı mıala turecka kawa, ktora chcıelısmy sıe nauczyc przyrzadzac. Poczatkowo wszystko szlo dobrze: kawa, cukıer, zımna woda, wolno podgrzewamy. Jak zacznıe sıe tworzyc pıanka, to bedzıemy ja scıagac do fılızankı. 7 par oczu wpatrzonych w maly garnuszek. Pıany nıe ma. Moze trzeba napluc? Nadal nıc... Furkan stwıerdza, ze Ezgı robı najlepsza turecka kawe na swıecıe. Pıany brak, konsternacja pelna. Ezgı szuka opakowanıa, zeby sprawdzıc, czy z kawa wszystko ok. O, Nescafe! Dzıs tureckıej kawy chyba nıe bedzıe.
Od prawej: Alperen, Arda, Furkan, Bat, Barış, Ezgi.
Nastepna noc spedzılısmy w tym samym mıejscu. Tym razem my postanowılısmy pogospodarzyc ı zaplanowalısmy pıerogı. Mıelısmy trzech pomocnıkow w lepıenıu: Alperena ı Arde (ınformacja, ze zagnıata sıe tylko brzegı jakos do nıch nıe docıerala, dlatego ıch pıerogı przypomınaly splaszczone UFO) oraz Barışa (urodzony mıstrz pıerogarstwa! Wıdac bylo, ze mocno sıe zaangazowal ı duzo radochy mu to sprawıalo). Nıestety Furkan nıe mıal ochoty dolaczyc, co bylo troche smutne. Ale trudno mu sıe dzıwıc, przez nas od jakıs dwoch dnı nıe spal. Pıerogı wyszly calkıem nıezle, mımo pokaznej ıloscı znıknely wszystkıe. Wıdac jednak bylo, ze Turcy wola ostrzejsze smakı, bo chetnıe jako ''przypraw'' do pıerogow uzywalı koncentratu pomıdorowego, olıwek czy slonego sera.
----------------------------------------------
To Furkan, Arda, Ezgı, Alperen, Barış and Bat
Thank you one more tıme for nıce moments ın Kayserı. We are really happy that we met you. Of course, we'll remember you ın Poland. We mıss you so much!
And now we are lucky, because we know you, Furkan.
Tego dnia podwoiliśmy swój rekord w odległości przebytej
autostopem. Łapać zaczęliśmy w miejscu zgoła kiepsko rokującym. Było samo południe a my niespiesznie
schodziliśmy drogą ze szczytu Nemruta. Przez pierwszą godzinę nie jechało nic. Aż
w końcu zobaczyliśmy samochód! No i znów, miły Turek nas podwiózł i to aż do
Adyiamanu! W Adiyamanie przesiedliśmy się (czas oczekiwania 3 min) do samochodu
z dwoma strażnikami więziennymi. Jeden z nich nazywał się Ugur, i trochę mówił
po angielsku. Był zadeklarowanym komunistą (należał więc do znienawidzonej
przez wszystkich w Turcji mniejszości ) ale mimo to jakoś się z nim
dogadywaliśmy, nie kryjąc swoich odmiennych poglądów. Podczas długiej drogi rozmawialiśmy
między innymi o muzyce. Ugur polecał nam szczególnie jedną wokalistkę,
przekonując, że jest ona „very sexy”. Dostaliśmy też od nich w prezencie bardzo
ciekawy breloczek. Owoc pracy więźniów Tureckim więzieniu w Elbistanie. Jest to
misternie wykonana z drobnych koralików i sznurka dłoń z okiem proroka. Zaplecenie
czegoś takiego zajmuje więźniowi przeciętnie 1,5-2dni. Może to później
odsprzedać strażnikowi za jednego papierosa. JEDNEGO, nie więcej. Upewnialiśmy się. Za
każdym razem jak później widzieliśmy podobne breloczki, wszyscy potwierdzali
ich cenę.
Po kilkugodzinnej drodze, wspólnym obiedzie i herbacie (oczywiście
nie udało nam się zapłacić, Ugur powiedział, że dla niego pieniądze nie mają
żadnej wartości …) wysadzili nas na stacji benzynowej w Elbistanie. Po pięciu
minutach wrócili, powiedzieli, że to zła okolica i żyją tu źli ludzie (czyli
prawdopodobnie gdzieś w okolicy mieszkał jakiś Kurd…). Podwieźli nas 400m.
dalej. Tu okolica już była zupełnie inna i całkowicie bezpieczna.
Dolmus z miasta Kahta do wioski Karadut, 4LT/os. Kilometr od ostatniego w wiosce pensjonatu znajduje się budka do pobierania opłat za wstęp do Parku Narodowego. Od niej jest jeszcze 8 kilometrów na szczyt. Długo i pod górkę. Polecamy stopa.
Bilet
8LT/os, nam udało się wydębić studencki 4LT/os.
Nocleg
Tuż pod szczytem jest parking i kawiarnio-restauracja, gdzie można także wynająć pokój do spania. Można rozbić się za free, wypada zapytać o miejsce. Toaleta płatna 1LT. W sklepiku wszystko strasznie drogie.
Nemrut Dagi (nie mylić z wulkanem Nemrut Dagi) to jedna z najsłynniejszych
(niestety) atrakcji turystycznych Turcji. Na szczycie tej góry znajdują się słynne,
tajemnicze posągi. W telegraficznym skrócie:
Dawno, dawno temu, był sobie wielki król. Król stwierdził,
że skoro jest taki wielki, to zetnie sobie wierzchołek góry, ze skał wyrzeźbi
ogromne posągi bogów oraz swoją podobiznę i zasypie to wszystko żwirem tworząc
szczyt wyższy niż był poprzednio. Współcześni historycy i charakterolodzy
ryzykują tezę, że był megalomanem…
Wielkie głowy!
By dostać się na Nemrut, dojechaliśmy z Urfy do Adiyamanu.
Tam, jak to czasem się zdarza, panowie piekarze nie zrozumieli o co nam chodzi,
o co chodzi w tym „otostopie” i zawieźli nas na przystanek Dolmusza jadącego do
Kahty. Chcieliśmy im wytłumaczyć, że bardzo im dziękujemy, ale wolimy przejść
się piechotą kawałek i nie płacić za transport. Doszło do tego, że mimo naszych
licznych i stanowczych protestów, to oni kupili nam bilet i wsadzili do busa…
Głupio się z tym czuliśmy, bo ostatnie czego chcieliśmy, to żeby jakiś biedny
Turek kupował nam bilety, nawet jeśli w sumie kosztowały tylko 20zł…
W Kahcie chwilę po wyjściu z autobusu zorientowaliśmy się,
że czegoś nam brakuje… Zostawiliśmy w dolmusu naszą jedyną mapę Turcji! Po
sprincie na dworzec i dogadaniu się z panem sprzedającym bilety (Wyobraźcie
sobie, jak trudno powiedzieć „zostawiłem mapę w autobusie jadącym z Adimanu”
używając tylko body language!) przyjechał do nas właściciel firmy przewozowej,
zawiózł do miejsca gdzie stał autobus i wręczył naszą mapę. Miło, z jego
strony, prawda? To kolejny dowód na to, że Turcy uprzejmością i chęcią pomocy
przewyższają europejskie nacje…
Wschód słońca
Z wejściem na górę Nemrut było tak, jak z wejściem na
wulkan. W momencie, w którym odechciało nam się wspinać pod górę, przejeżdżał samochód,
który OCZYWIŚCIE z chęcią nas podwiózł. Na górze, pracownicy raczej drogiego hotelu
powiedzieli, że możemy za darmo rozbić się namiotem obok.
"widok z okna"
Rozbiliśmy się w samą porę, bo jeszcze załapaliśmy się na
ostatnie promienie zachodzącego słońca przy słynnych posągach. Było tam
oczywiście sporo innych osób, ale nikt chyba nie zostawał na noc. Rano
wstaliśmy wcześnie, by zobaczyć wschód słońca. Czekało na niego około stu osób.
W momencie, gdy tarcza słońca wyłoniła się zza horyzontu, ze wszystkich
japońskich piersi rozległo się gromkie ŁOOOOOOOOO!!!!! Tak dla nich typowe… Widok
jest rzeczywiście piękny. Ale powiedziałbym, że nie był to najpiękniejszy widok
naszej Podróży. Z innych wzgórz i gór we wschodnich rejonach Turcji na pewno
jest tak samo ładny. Wydaje mi się, że góra Nemrut jest popularna przede
wszystkim dla tego, że da się dojechać samochodem na sam szczyt. A ponadto łatwo
można sobie wykupić wycieczkę na wschód lub zachód słońca*… I kupić w hotelu
miniaturkę posągów… łatwo… kupić… drogo…
łatwo!!!
*W Lonely Planet piszą, że kosztuje ona kilkadziesiąt euro
na osobę! To jakiś absurd! Naszymi studenckimi siłami udało się koszt obniżyć
do 0 euro…
Hotel Ugur, adres: Koprubasi Cd. No:3, tuż obok jednego z hoteli opisanych w Lonely Planet, 40LT/pokój 2-osobowy, łazienka osobno.
Wyjazd
żeby wyjechać z miasta i móc łapać stopa w kierunku Nemrut Dagi Milli Park trzeba wziąć dolmus do Karakopru. Żeby dojść z do przystanku dolmusy z hotelu, kierujemy sie główną ulicą koło hotelu w stronę przeciwną do starego miasta i skręcamy w drugą przecznicę w prawo.
Po noclegu w namiocie przy drodze do miasta, dostaliśmy się
do jego centrum. Nadspodziewanie łatwo odnaleźliśmy tani Hotel Ugur, polecony
nam wcześniej i się w nim zakwaterowaliśmy. Urfa jest pierwszym dużym i ważnym miastem
na bliskim wschodzie jakie odwiedziliśmy podczas tej podróży. Legenda głosi, że
jest to pierwsze miasto założone po Potopie oraz, że urodził się tu Abraham.
Ponadto jako dawna Edessa był to jeden z pierwszych istotnych ośrodków
chrześcijaństwa. Jakby jeszcze było komuś mało, to przechowywano tu Mandylion –
chustę na której odbiła się twarz Chrystusa.
W dzisiejszych czasach Urfa jest miastem w którym przeważają
Turcy (a nie jak na wschodzie Kurdowie). Ale jest w nim dużo zarówno Kurdów jak
i Arabów z pobliskiej Syrii. Znajduje się tu ważne miejsce pielgrzymkowe,
upamiętniające Abrahama, przyciągające muzułmanów z różnych krajów (głównie
Turcji i Syrii). Mnóstwo jest arabów w charakterystycznych spodniach z bardzo
niskim krokiem. Dużo niższym niż spodnie skejtowskie sprzed kilku lat!
W Urfie jest ciekawy kompleks budynków religijnych i ładny
meczet. Jako, że w dzień panuje tu niesłychany i paraliżujący upał, w
klimatyzowanym meczecie można napotkać tłumy leżących na dywanie i śpiących
mężczyzn… Z resztą w całej Turcji widzieliśmy takie „obrazki”. Co do meczetów,
to w całym kraju nie mieliśmy problemów z wejściem do żadnego z nich.
Przeciwnie, często byliśmy zapraszani do środka i czuliśmy się jak mile
widziani goście! Wszędzie też mogliśmy robić zdjęcia*. Jak starsi panowie
widzieli, że Frydka przed wejściem specjalnie zakłada długą spódnice, koszule z
długim rękawem i chustę, z uznaniem kiwali głowami i starali nam się przekazać,
że są bardzo zadowoleni i wdzięczni.
Poza budynkami religijnymi i zamkiem, w Urfie jest zielony
(sic! Wszędzie dookoła jest półpustynia!) park ze stawami i kanałami w których
pływają Święte Karpie. Idealne miejsce na zaczerpnięcie oddechu. Całe miasto
sprawiło na nas bardzo dobre wrażenie.
*Wyjątkiem jest czas modlitwy, podczas którego fotografować nie wolno