Spaliśmy w namiocie za wioską. Śniadanie zjedliśmy w
towarzystwie stada krów, które to z kolei na śniadanie najchętniej zjadłyby
nasz namiot. Na szczęście jako, że zwierzęta te do najbardziej agresywnych nie
należą, udawało się je przepędzać.
Dzisiaj czekała nas przeprawa przez rzekę wypływającą spod lodowca.
Sytuacja jest taka, że niekiedy da się przez nią przeprawić samodzielnie, a
niekiedy, gdy woda jest wyższa, trzeba użyć konia. Zależy to podobno w
największej mierze od temperatury a nie od opadów. Im cieplej, tym więcej lodu
i śniegu topi się i więcej wody wpływa do koryta rzeki.
Bród |
Poprzedniego dnia,
gospodarz u którego kupowaliśmy chleb i ser w Adishi, proponował nam
przewiezienie na koniu przez rzekę. Zapewniał, że woda jest BALSZOJ, pokazując
poziom sięgający połowy piersi. Za pomoc proponował początkowo 75 a później 50
lari. Postanowiliśmy jednak sprawdzić pozom wody samemu. Do brodu szło się 1,5h
w dolinie po płaskim terenie. Trzeba uważnie patrzeć na szlak, bo w pewnym
momencie nagle schodzi on do koryta rzeki i wyznacza miejsce przeprawy. Bardzo łatwo przeoczyć to miejsce.
Lodowiec Adishi w pełnej krasie |
Rzekę przeszliśmy sami, bez żadnego problemu. Dałoby się nie moczyć kolan. Mięliśmy mokre buty, więc nawet ich
nie zdejmowaliśmy, ale to też wchodziłoby w grę. Przydały się za to kijki
trekingowe, bo mimo, że poziom wody był niski, nurt był wartki. Nawet gdy woda sięgała tylko do połowy łydki, czuć było nacisk wody i trzeba było uważać.
Tuż po tym jak
się przeprawiliśmy, widzieliśmy turystów z przewodnikiem i koniem. Przewodnik
zaprowadził ich do innego miejsca, gdzie było głębiej i pomoc konia
rzeczywiście była niezbędna…
W oddali osada Adishi |
Oceniając wysokość wody, nie należy sugerować się poziomem
tuż przy Adishi. Po drodze do brodu, mijaliśmy kilka dużych potoków
zasilających rzekę. Zapewnieniom miejscowych, jak widać, też nie można wierzyć…
Jednym z rozwiązań jest wziąć nr komórki od właściciela konia i zadzwonić w
razie potrzeby (sami tego nie robiliśmy, ale słyszeliśmy, że ktoś tam w Adishi
ma komórkę).
Wymarła wioska w drodze do Iprali |
Dalsza droga do Iprari i dalej do Ushguli jest prosta i nie
nastręcza problemów. Początkowo wchodzi się na przełęcz (ostro pod
górę), dalej strome zejście. Dalsza droga aż do Ushguli wiedzie drogą dostępną
dla samochodów 4X4.
Z Adishi da się do
Ushguli dojść w jeden dzień. My jednak rozbiliśmy namiot około 1-1,5h
przed Ushguli. Uwaga, wcale nie jest łatwo znaleźć miejsce na namiot pomiędzy
Iprari a Ushguli. Po jednej stronie drogi jest przepaść a po drugiej pionowa
ściana. Dopiero blisko Ushguli jest sporo miejsca.
Spisałem je z GPS, dokładność powinna być w granicach 20m, ale nie chcę za to ręczyć. Proszę nie ufać tym współrzędnym w 100%, tzn, rozejrzeć się przed wejściem do wody...
Więcej informacji praktycznych o Swanetii w poście: IP-Swanetia
WSPÓŁRZĘDNE BRODU PRZY ADISHI:
42° 59.101’N 042° 58.263’E
(nowe współrzędne, okazało się, że poprzednie były z miejsca oddalonego o kilkadziesiąt metrów od rzeki)
(nowe współrzędne, okazało się, że poprzednie były z miejsca oddalonego o kilkadziesiąt metrów od rzeki)
Więcej informacji praktycznych o Swanetii w poście: IP-Swanetia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz