piątek, 20 lipca 2012

Mehmet - Kurd ze Świebodzic


Ani
Dzień rozpoczęliśmy w Kars. Jest to baza wypadowa do Ani - opuszczonej stolicy Armenii sprzed 1000 lat. Do Ani nie jeżdżą dolmuşe i zgodnie z naszym przewodnikiem trudno się tam dostać (w Kars ktoś nam proponował 'special price' 70lir...) Mięliśmy jednak szczęście bo poprzedniego dnia spotkaliśmy zmotoryzowanych turystów z Kopenhagi, którzy nas tam zabrali*. Ani zobaczyć warto. Na sporym ładnie położonym obszarze pozostało kilka lepiej lub gorzej zachowanych budowli z plus minus XI-XIII w. Dość napisać, ze robi wrażenie. 


 

Następnie przejechaliśmy kilkaset km TIRem z Azerskim kierowcą by dostać się do Doğubayazıt. Chcieliśmy tu znaleźć kemping i następnego dnia zobaczyć pałac İshaka Paşy. Jechaliśmy przez niesłychanie piękne tereny. Była to chyba najpiękniejsza droga podczas całej Podróży. Widząc ośnieżoną górę Ararat, na której zgodnie z legendą po Potopie osiadła Arka Noego, wiedzieliśmy, że jesteśmy już blisko. W Doğubayazıt Kempingu nie było nam dane znaleźć, gdyż ktoś nam przeszkodził:
Piękna droga do Dogubayazit

- Can I help You? - zapytał kierowca samochodu, gdy szukając kempingu zaglądałem do miejsca, do którego zaglądać nie powinienem.
-Tak, szukamy kempingu.
-To nie kemping! To zamknięta strefa wojskowa! - powiedział ze śmiechem - Skąd jesteście?
-Z Polski.
- Ja tez jestem z Polski. - odpowiedział wciąż po angielsku - Zobaczcie! - pokazał Polski dokument typu ''Karta stałego pobytu''.
- O, a gdzie mieszkasz? - chciałem go trochę przeegzaminować. Nie często zdarza mi się propozycja noclegu w pierwszej minucie znajomości...
- Vroclav. Naprawdę możecie u mnie spać. Znacie CouchSurfıng? Mam dzisiaj gości z Czech. No problem!

Tak poznaliśmy Mehmeta, mniej więcej 35 letniego Kurda mieszkającego z Polska zona i córeczką w Świebodzicach, kilkadziesiąt km od Wrocławia. Ledwo skończyliśmy zwiedzać Ani, już złapaliśmy Azerskiego TIRa. Ledwo Wysiedliśmy z TIRa, już siedzieliśmy u Mehmeta i piliśmy z nim piwo... 

Wschodnie rubieże  Tureckiego Kurdystanu

Mehmet do Turcji przyjeżdża w lecie. Organizuje wejścia na gore Ararat. Jest bardzo dowcipny ı charyzmatyczny. Wygląda na osobę z która każdy może łatwo nawiązać kontakt. Jest muzułmaninem, ale nie przestrzega zasad tak restrykcyjnie jak Abdullah. Pije alkohol**, je wieprzowinę i nie pości w Ramadan (ale swojej matce mówi ze pości. To jedyna sytuacja w której kłamie, ale wie ze dzięki temu mamie nie jest przykro). Bardzo lubi przyjmować do siebie gości z CS, bo lubi ''helping people'' Opowiada anegdotkę jak to kiedyś przyszedł do swojej babci mieszkającej w malej wiosce na wschodzie. Babcia, wyraźnie smutna, tylko raz pocałowała go na powitanie zamiast go wyściskać i wycałować jak zwykle.
-Babciu, czemu jesteś taka smutna?
-Mehmet, bo ja dzisiaj nie miałam żadnych gości...
Mówi, ze cieszy się ze urodził się i wychował w nalej wiosce ''w której jak ktoś kupi arbuza to dzieli na cztery i trzy części daje sąsiadom. Teraz w Polsce ja nawet nie znam swoich sąsiadów!''

Dogubayazit
Po pewnym czasie pojawiła się grupka czeskich studentów. Wieczorem Mehmet zabrał nas wszystkich na wzgórze, tuz nad pałacem İshaka Paşy. Reszta wieczoru minęła na rozmowach, jedzeniu arbuza i piciu piwa Efes.
W pewnym momencie Mehmet zaczął śpiewać. Kurdyjska pieśń brzmiała bardzo dziwnie dla europejskiego ucha. Nie umiem tego opisać, ale rytm i melodia były naprawdę zupełnie inne.

Po pewnym czasie zabrzmiał głos Muezina oznaczający początek Ramadanu. Rano w Kars nie sądziłem, ze pod koniec dnia będziemy go celebrować tuz przy osmańskim pałacu z grupka Czechow i Kurdem - Polakiem.

Mehmet o relacjach Kurdyjsko-Tureckich wypowiada się już znacznie mniej optymistycznie niż Abdullah i Arsen. jego zdaniem dużo czasu musi upłynąć zanim stosunki się unormują. Opowiada tez, ze gdy pierwszy raz poszedł do szkoły nie umiał ani słowa po Turecku. ''Ale to nie było tak, ze nauczyciel (Turek) przyszedł do mnie i powiedział >>Mehmet, słuchaj, mieszkasz w Turcji. To bardzo ważne żebyś mówił po Turecku. Proszę, naucz się.<< On od razu zaczął na mnie krzyczeć i bić. Tylko z Tego powodu! Moi rodzice nie mogliby pójść do nauczyciela i powiedzieć >>Hej! Czemu bijesz Mehmeta?!<< bo zaraz przyszłaby do nich policja i groziła aresztem. Teraz jest już inaczej, ale wciąż nie jest dobrze.''

Jednak podczas rozmowy przeważały wesołe tematy. Np. jak wygląda wejście na Ararat z grupa niemieckich emerytów a jak z fotografującymi każdy kamyk Japończykami. ''Musieliśmy wziąć dodatkowo dwa konie, tylko na ich sprzęt fotograficzny!''. Opowiadał tez o swoich pierwszych chwilach w Polsce. Pewnego razu mówi do zony:
-Słuchaj, jechałem tramwajem. Oni wszyscy z jakiegoś powodu wiedza ze jestem Kurdem!
-Niby czemu?
-Słyszę jak rozmawiają miedzy sobą! Ciągle mówią KURDE! KURDE!

Późnym wieczorem pożegnaliśmy się z Mehmetem, który musiał gdzieś iść.  Dziękowaliśmy mu za przysługę i umówiliśmy się na piwo w Spiżu jak wszyscy będziemy we Wrocławiu. Następnego dnia rano
İshak Paşa Sarayı i autostop do Van.
Wjeżdżamy w głąb tureckiego Kurdystanu.

Ishak Pasha Sarai

*Na wschodzie Turcji jak spotyka się, raz na kilka dni, zachodnich turystów to się idzie nimi przywitać... Nie do pomyślenia na zachodzie gdzie turystów jest chmara. Za transport do Ani 70 lir bym nie dal... Rozmawialiśmy z backpackersem, który mówi ze dojechał tam stopem.

**Uwielbia piwo z Wrocławskiego Spiża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz