Dzień 2 Zhabeshi-Adishi
Czy to mina? Jak ktoś wie, niech napisze, proszę. |
Tego dnia widzieliśmy też coś co wyglądało
i prawdopodobnie było rozbrojoną miną przeciwpiechotną! Fajnie, co?
Adishi jest wioską, która zrobiła na nas największe wrażenie
podczas całej Podróży. Z kilkudziesięciu domów, zamieszkałych jest około
dziesięciu. Z tego co wiemy, od bardzo niedawna da się tam dojechać jeepem,
wcześniej tylko konno lub piechotą.
Ukryte w dolinie, Adishi! |
Pada deszcz. Pomiędzy kamiennymi budowlami wiją się wąskie
błotniste uliczki. Gdzieniegdzie, między licznymi śladami kopyt i racic małymi
strumieniami spływa błoto. Pusto. Ani żywej duszy. Słychać kapanie deszczu,
trzeszczenie drewna i skrzypienie jakiejś poluzowanej okiennicy. Jednak odgłos
zwierząt z chlewów i stodół, których nie sposób odróżnić od budynków
mieszkalnych zdradza, że osada jest zamieszkała. Chcieliśmy kupić chleb i ser. Pukam
do drzwi, po chwili otwiera młody chłopak. Nie mają już dzisiaj chleba, mamy
pójść do sąsiadów. Kolejne stare, drewniane drzwi, które trudno odróżnić od
wejścia do stodoły albo od okna. Otwiera kobieta. Za drzwiami widzę otaczający
całe piętro krużganek, w którym gdzieniegdzie brakuje szyby w oknie. Głębiej
ciemna izba, w izbie piec, i dwójka dzieci w starych swetrach. Bawią się na
podłodze. Tutaj też nie mają chleba.
-A nie, zostało jeszcze ¾ bochenka!
-Ile płacę?
-Nie, nic, na zdrowie!
Jest tam kto? |
Pukam jeszcze do jednych drzwi. Tym razem to było wejście do
zagrody. Ktoś mi otworzył bramkę kilka metrów dalej i zaprosił do domu. W
środku też wszystko drewniano-kamienne. Kupiliśmy jeszcze dwa bochny i ser. Ser
z mleka własnych krów, chleb własnoręcznie wypiekany w opalanym drewnem piecu… Zapłaciliśmy
wcale nie więcej niż w Tbilisi, chociaż gdyby nawet zaproponowano mi cenę
dwukrotnie większą, byłem na to gotowy i zapłaciłbym bez mrugnięcia okiem…
Większość domów i wierzy obronnych zostało wybudowanych
XI-XIIw. Wciąż mieszkają tam ludzie, zwierzęta. Zabytki, na które gdzie indziej chuchano by i dmuchano, są wykorzystywane jako szopy i chlewy. Często opuszczone
niszczeją. Elektryczności nigdzie niema, chyba w jednym oknie widziałem antenę
satelitarną, więc ktoś musiał mieć agregat.
Wydawało nam się, że jesteśmy w
jednej z nielicznych, autentycznych, średniowiecznych osad, jakie zachowały się
na świecie.
Noc spędzamy za Adishi, blisko rzeki.
Więcej informacji praktycznych o Swanetii w poście: IP-Swanetia
Więcej informacji praktycznych o Swanetii w poście: IP-Swanetia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz