Po pobycie w Kayseri i wspólnym zwiedzaniu Kapadocji z
Furkanem i Ardą, obraliśmy kierunek południowy. Wiem, że z grupką przyjaciół z
Kayseri spędziliśmy tylko dwa dni, ale naprawdę ciężko było nam się z nimi rozstać
i trochę za nimi tęskniliśmy. Jednak przed nami była długa droga. Tak więc z
kurdyjską rodzinką, bezzębnym kierowcą i jego wesołymi kolegami, śmieciarzem
zbierającym śmieci przy autostradzie i jakimś kurierem dotarliśmy na kemping
przy Kizkalesi. Naszym oczom ukazała się czerń morza i przepięknie podświetlony
zamek na wodzie. Malowniczy do granic możliwości. Parno za to było tak, że cały
czas byliśmy lepcy. Pięć minut po zimnym prysznicu też. Rozbiliśmy samą
sypialnię namiotu i jakoś przetrwaliśmy tą noc.
|
Przepękla ogórkowata |
Następnego dnia, furgonetką wypełnioną PRZEPĘKLĄ OGÓRKOWATĄ! dostaliśmy
się do pobliskiego legendarnego wejścia do Hadesu. Polecam to miejsce. Wejść
sobie do Hadesu i wyjść z powrotem to nie lada gratka!
|
Wrota Hadesu |
Po powrocie (tym razem jakimś białym luksusowym suwem) pożegnaliśmy się z
właścicielami kempingu i rozbiliśmy namiotem kilkanaście metrów od niego, w
dużo cichszym i bardziej malowniczym miejscu. Z naszego obozowiska widzieliśmy
stojący nad brzegiem morza zamek. To nasz pierwszy nocleg w pobliżu
historycznego miejsca. Przez następne dni, gdy podróżowaliśmy wzdłuż Tureckiego
wybrzeża Morza Śródziemnego, takich noclegów nam nie brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz