W przewodniku wyczytaliśmy, że tanie noclegi w Midyat i
Mardin znaleźć trudno. Znając możliwości autostopu w Turcji chcieliśmy jeszcze
dzisiaj dojechać w okolice Urfy. I nie chcieliśmy się spieszyć. Planem na dzień
dzisiejszy było:
Midyat |
Z Hasankeyf wyjechaliśmy o 11:40. Po godzinie spacerowaliśmy
już po Midyat. To pierwsza miejscowość na wschodzie Turcji, którą warto zwiedzić,
jako atrakcję samą w sobie. Ładne, bliskowschodnie miasteczko ze starymi
kamiennymi budynkami. Autentyczne i nieturystyczne miejsce.
Do Mardin dotarliśmy o 15:00. Mardin robi wrażenie. Ma
przepiękną lokalizację na szczycie wzgórza, pnące się pod górę wąskie uliczki i
niesamowity widok na pobliską Syrię. Budynki są co najmniej równie malownicze
jak w Midyat a w lokalnym muzeum archeologicznym można znaleźć przedmioty
codziennego użytku z roku 8000pne!
Widok z Mardin na Syrię |
Jadąc TIRem po długiej prostej drodze z niepokojem patrzyłem
na zegarek. Słońce było coraz niżej a niezbyt uśmiechało mi się szukanie
taniego hostelu w obcym mieście w nocy. Pocieszałem się myślą, że podczas
Podróży sytuacje w których wiedzieliśmy gdzie spędzimy najbliższą noc należały
do rzadkości i jeszcze nie zdarzyło się żebyśmy sobie nie poradzili.
Mardin |
Noc spędziliśmy pod namiotem,
tuż przy drodze wjazdowej do Urfy. Ale ukryci byliśmy tak, że nikt nas nie
widział. Rano pierwszy raz całkiem na serio trzepałem buty, żeby sprawdzić czy
niema w nich skorpionów…
To nasz aktualny rekord odległości przejechanej stopem –
300km (zwiedziliśmy tego dnia trzy miasta). Niemożliwe stało się możliwym. Gdybyśmy
chcieli pokonać tą trasę autobusami, z całą pewnością nie zdążylibyśmy w jeden
dzień. Nie mówię już nawet o kosztach, drogiego w Turcj transportu, tylko o
zwyczajnej stracie czasu.
Mardin |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz