sobota, 21 lipca 2012

Wulkan



Po objechaniu ogromnego, słonego jeziora Van, dostaliśmy się do miasteczka Tatvan. Zamierzaliśmy  dostać się stąd na wulkan Nemrut Dagi (nie mylić z górą Nemrut Dagi, kilkaset km na zachód…) Także tutaj spotkała nas miła niespodzianka. Gdy robiliśmy zakupy w sklepie, ktoś spytał czy jesteśmy z Polski.  Pięćdziesięcioletni pracujący w turystyce rozpoznał nasz język. Na wstępie zaznaczył, że jest właścicielem kempingu na Nemrucie i… że śpimy tam za darmo! Dzisiaj wieczorem nas odwiedzi a my go w zamian nakarmimy, po całym dniu postu. Tylko na wschodzie Turcji coś takiego może się zdarzyć! Wszędzie indziej zaproponowano by nam „special price”.

Dojechaliśmy dolmuszem pod wulkan i zaczęliśmy wchodzić pod górę asfaltową drogą. Na znaku drogowym było napisane, że przed nami 20km. Żar padający z nieba sprawiał, że wędrówka była bardzo uciążliwa, i znudziła nam się wyjątkowo szybko... Niby małe nachylenie i asfalt a pot lał się z nas strumieniami.  To nie to samo co chodzenie w polskich górach, nawet w lecie… Mięliśmy jednak szczęście, bo udało nam się złapać stopa! Wulkan jest miejscem weekendowych wypadów okolicznych mieszkańców, więc złapanie stopa jest możliwe (ale chyba tylko w sobotę lub niedzielę). Po pewnym czasie ukazał nam się piękny widok na krater (50km obwodu) i na jeziora wewnątrz niego. 

Na miejscu są dwa campingi. Jeden przy największym drugi przy mniejszym jeziorze. Żaden z nich niema wiele do zaoferowania, ponieważ oba składają się z… budki do pobierania opłat i niczego ponadto! Niema nawet najprostszej latryny! Na pewno byśmy się tam nie rozbili, gdyby nie chęć spotkania się z nowym znajomym.  Jest tam wiele ładnych miejsc na namiot a biwakowanie w całej Turcji jest legalne i całkowicie akceptowane.  

W samym kraterze jest aż pięć jezior. Miejscowi mówią, że woda z największego nadaje się do picia. Osobiście bym tego nie polecał, bo widziałem w niej wiele glonów a smakuje jak zwykła „jeziorzanka”. Moim zdaniem trzeba ją przegotować lub wrzucić tabletki odkażające.  Przy mniejszym i trochę brudniejszym jeziorku są źródła termalne. Temperatura w nich to na oko powyżej 40oC – parzy! 

Wieczorem przyjechał do nas nasz znajomy. Nie mówił dobrze po angielski ale dało się z nim porozumieć bez problemu. Jest Kurdem, kawalerem. Ma piętnaścioro rodzeństwa! Z zegarkiem czekał na koniec kolejnego dnia Ramadanu by zacząć jeść, ale ku mojemu zdziwieniu zjadł bardzo mało. Mówił, że mu smakuje, ale że po całym upalnym dniu najbardziej potrzebuje wody. Głód nie jest największym problemem. 

By wejść na szczyt wulkanu (około 3000mnp.) wspinaliśmy się kilka godzin po stromym zboczu. Było to o tyle trudne, że w dużej mierze szliśmy po żwirze, który się osuwał. Zejście było jeszcze bardziej uciążliwe. Podobno jest jakaś inna droga, ale nam nie udało się jej znaleźć. Cały ten trud zrekompensował rozległy widok na olbrzymi krater. Nie do opisania!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz